Dla mnie to film przede wszystkim o modelach kobiecości, o
emancypacji. Mamy Alicję, której wszyscy mówią, jaka ma być, i że ma być poddana
i zgadzać się na wszystko, co jej każą.
W krainie czarów są dwie królowe – Królowa Kier, tyranka, co
skraca ludzi o głowę oraz Biała Królowa, „dobra”, która nie waży się skrzywdzić
żadnego żywego stworzenia.
Alicja walczy po stronie Białej Królowej lecz decyduje, że
robi to, co chce, a nie spełnia oczekiwania. Naprzeciw smoka staje dzielnie w zbroi
i z Turpim Koncerzem w ręku. Ostatecznie pokonuje Żaberzwłoka i przywraca
panowanie Białej Królowej lecz sama się nią nie staje.Wypełnia proroctwo, ale nie z powodu uległości, oczekiwań, ale dlatego, że autentycznie odkrywa, kim jest i jej wola jest zgodna z proroctwem.
Odwiecznym wrogiem Żaberzwłoka nie jest Alicja (która jest
tylko „insignificant bearer”), ale Turpi Koncerz (Vorpal Sword). Kwestia pada w kluczowym momencie dla filmu i
wydaje mi się ważna. Moje myślenie idzie w kierunku teologii chrześcijańskiej - Mayja pokonała szatana, ale jej moc nie była w niej, tylko w Słowie Boga,
które często jest nazywane mieczem. Sam Carroll odżegnywał się od tego, że słowo "vorpal" cokolwiek znaczy, jednak mnie przekonuje w powyższej interpretacji to, że chodzi o mieszankę słów "verbal" - czyli "odnoszący się do słowa" i "gospel" czyli "Ewangelia" (to interpretacja Alexandre'a Taylora z "Białego Rycerza"). Miecz ten w moim odczuciu jest symbolem Jezusa, Logosu, Słowa Boga często w Biblii nazywanego mieczem. Interpretacja moja własna, nie roszczę sobie prawa do wyłączności jednak mnie takie widzenie wydaje się najsensowniejsze. Starożytny Wróg smoka ma ewidentnie podmiotowość, to on walczy, ten, kto nim macha jest tylko narzędziem.
Inne postacie w filmie – Kapelusznik, czy Kot są dla mnie
mdłe i nieczytelne.