sobota, 19 kwietnia 2014

Spe Salvi (I)

Encyklika Benedykta XVI.
Mocna.

W zasadzie treść bardzo prosta. O tym, że Bóg jest nadzieją człowieka, realcja z nim, nic innego.

Miejsca uczenia się nadziei: modlitwa, działanie i cierpienie, Sąd Ostateczny.

Była poruszona kwestia apokatastazy, że w zasadzie niemożliwa, bo w razie przebaczenia wszystkim byłby winien ludzkości odpowiedź na pytanie o sprawiedliwość... i papież jeszcze w tym momencie przywoływał Dostojewskiego. Nie jestem pewien, że się z tym na 100% zgadzam. Encyklika to nie wypowiedź ex cathedra, choć jeśli porusza jakiś problem doktrynalny, jest to jeden z najmocniejszych głosów, jaki wypowiada Kościół. Zatem porozważam tutaj.

Po pierwsze - zgadzam się, że nie powinniśmy zakładać apokatastazy, rzeczy ostateczne to smierć, sąd, niebo, piekło. Po drugie, bardziej niż przywoływanie Dostojewskiego przekonałoby mnie przywołanie np. św. s. Faustyny, ale rozumiem, że są ludzie, dla których Dostojewski jest autorytetem, stąd taki dobór. Po trzecie, nie mam pojęcia co do wyroku Bożego. Bóg jest absolutnie sprawiedliwy, ale jest też absolutnie miłosierny i miłosierdzie jest większe. Nie jestem we wnętrzu serca żadnego człowieka. Ale biorę też pod uwagę, że jestem pod mocnym wpływem naszej epoki, która mocno wpaja nam, że ludzie są dobrzy. A chyba są różni. Owszem, Bóg nas stworzył dobrych, ale wszyscy zbłądziliśmy mniej lub bardziej. No właśnie, w miejscach typu "wspólnoty wiosny Kościoła" jest często przekonanie, że ludzie jak grzeszą, to nie dlatego, że chcą, tylko wynika to ze zranień i pewnej ignorancji. Ma to pewną podbudowę w zdaniach typu "przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Niektórzy mówią, że nikt nie odrzuca Boga, tylko jego fałszywy obraz...

Chyba jest różnie. Po pierwsze, jaki "obraz" Boga jest prawdziwy? Nasze słowa zawsze bardziej zniekształcają Go niż oddają prawdę, bo on mieszka w światłości niedostępnej i żaden człowiek nie może Go zobaczyć. Więc nawet jak ktoś odrzuca "fałszywy" obraz Boga, to może to robić z różnych motywacji. Jest alternatywa: zawsze może mieć nadzieję, że prawdziwy obraz jest lepszy, albo rzucić wszystko "w diabły". "Szukajcie Pana, on daje się znaleźć". Myślę, że Bóg nie zostawiłby kogoś uczciwego samego i przyprowdziłby go do Kościoła. Zatem człowiek ponosi odpowiedzialność za swoje życie, może grzeszyć, myśleć że jest OK a wszystkiemu winni "pedofile w sutannach".I trwając w uporze z taką postawą utrudnia sobie zbawienie. Z drugiej strony, nie wiemy co się dzieje w momencie śmierci, może wtedy, przy sądzie szczegółowym chwała Boża w każdym człowieku wzbudza doskonały żal? Tego nie można wykluczyć, ale to tylko spekulacje.

Ale mam problem z tym wyrażeniem przez Benedykta - że Bóg by był winny sprawiedliwym odpowiedź na pytanie o sprawiedliwość... Bóg nic nie jest nikomu winny, decyduje suwerennie. Po drugie - takie podejście "sprawiedliwych" brzmi jak klasyczna postawa starszego brata z przypowieści o Synu Marnotrawnym. No cóż, mogę zawsze zakładać, że nie zrozumiałem Papieża...

Moja odpowiedź na pytania o apokatastazę byłaby zgodna z Benedyktową, ale wyjaśniłbym to inaczej. Obraz Boga właśnie. Pan Jezus bardzo często przestrzegał przed piekłem. Wyraźnie mówił, że dobrzy zmartwychwstaną, a źli będą wiecznie potepieni. Gdyby chciał tak nas tylko zmotywować, a w praktyce nikt do piekła by nie trafił, uznałbym to za manipulację - bo miłość nie może być przeciwstawiana prawdzie. Byłoby to sprzeczne z Jego zasadą - "Tak, tak - nie, nie". Według mnie Bóg taki nie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz