Św. Tomasz, dobry przykład.
W pewnej, biorąc ogólnie, całkiem rozsądnej wspólnocie charyzmatycznej zdarzyło się słyszeć od księdza taką historyjkę.
Był Tomasz z Akwinu, rozważał, filozofował, intelektualizował, pisał. Aż nagle dostąpił doświadczenia mistycznego i stwierdził, że to, co pisał było suabe i jeśli coś pisał od tego momentu, to raczej poezję itd.
I wniosek - w wierze nie chodzi o myślenie i rozważanie tylko o doświadczenie miłości Boga.
---
Jest z tym parę problemów.
Pan Jezus mu w tym doświadczeniu mistycznym powiedział "Dobrze o mnie napisałeś". Owszem, w porównaniu z tym, co widział, to co pisał uznał za kiepskie i zaniechał kontynuowania Summy - ale jego droga do poznania Boga prowadziła przez intelekt. Poza tym, nie sądzę, że św. Tomasz jako rozwijający się chrześcijanin, zakonnik i teolog nie znał miłości Boga. W ogóle z tego wyłania się trochę taki obraz "św. Tomasz sprzed doświadczenia mistycznego to pikuś w porównaniu z nami, którzy doświadczyliśmy miłości Boga na modlitwie o Wylanie Duucha Świętego". Przecież to absolutne kuriozum. No i w ogóle wygląda to na antyintelektualizm wiary.
Koniec końców zgadzam się, że wiara to nie filozofia, tylko relacja z Bogiem, miłość. Ale miłość niejdno ma imię, nie infantylizujmy i nie emocjonalizujmy jej nadmiernie.
A "Summę" poczytać polecam swoją drogą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz