niedziela, 20 kwietnia 2014

Spe Salvi (II)

W encyklice była też poruszana sprawa oceny nowożytności.

Jeden z aspektów jest taki, że nauka zastąpiła wiarę w Opatrzność. W elemencie wspólnotowym nadzieja i wiara zostały wyparte, ich miejsce zajął postęp, wiara została zepchnięta do spraw prywatnych.

Poza tym, papież w jansy sposób ocenił Marksa. Marks twierdzi, że jak się zmieni system społeczny, to "będzie dobrze". Sęk w tym, że nie brał pod uwagę, że niezależnie od systemu, człowiek jest wolny i podejmuje wybory.

Zatem, jesli ludzkość chce stworzyć "dobry" system społeczny, to będzie musiała zabierać wolność. A wtedy dobrze nie będzie ex definitione.

No i jeszcze w encyklice papież akcentuje myśl (oczywiście innymi słowami niż moje), że odkąd świat (a w zasadzie: Europa, ale moim zdaniem, właściwie tylko ona się liczy) zerwał się ze smyczy Koścoła, świat dąży do - tu obecny papież-emeryt zacytował Kanta - "perwersyjnego końca wszystkich rzeczy", totalnej degeneracji.

---

I to są słowa, które przyjmuję przez aklamację, wg mnie bardzo klarowny i trzeźwy osąd sytuacji, zresztą po prostu inaczej wyrażone słowa bł. Jana Pawła o kulturze śmierci.

W czym rzecz? Jak świat ma wrócić, do względnej normalności... tzn. ja nie mam przekonania, że kiedyś było super, raczej kiedyś przed wiekami ludziom było wierzyć łatwo, jeśli chcieli. Transcendencja była oczywistością. Z czasem jednak myśl ludzka kierowała się coraz bardziej w stronę człowieka, jednocześnie negując Boga. W jaki sposób świat może powrócić do sytuacji, gdzie kultura będzie względnie normalna? Chyba odpowiedź na to daje Franciszek, stara się ukazać chrześcijaństwo jako coś bardzo ludzkiego, głosić Ewangelię w sposób zrozumiały i łatwy do przyjęcia dla wpółczesnego człowieka.

Ja w tym widzę głównie poprawę PRu Kościoła, nawet nie tyle Kościoła, co papieża - obecny trend brzmi "dobry Franciszek, zły Kościół"... Jest to pewnie jakiś sposób na pewne odwrócenie tendencji co do klimatu wokół Kościoła. A to bardzo dużo, takie łagodne infekowanie kultury współczesnej chrześcijaństwem.

Z tym że na dłuższą metę nie sądzę, że to właściwa droga. Zatraca się tutaj inny aspekt wiary - że koniec końców nie chodzi tu o "dobroludzizm", ale o uwielbienie Boga i pełnienie Jego woli. Niezależnie od Franciszka, ja współczesny Kościół wokół mnie widzę jako bardzo antropocentryczny, brakuje mi właśnie szukania Boga transcendentnego, tylko ciągłe mówienie, że spotyka się go w drugim człowieku, a nawet (o zgrozo! ;P) w sobie.

A może to po prostu równoprawne drogi w Kościele? Może ta immanentna jest równie dobra jak transcendentna... Może.
Cóż, zapewne są jeszcze enklawy, w których się to rozumie po mojemu, czas jakąś znaleźć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz